Día de Muertos czyli meksykańska wersja Święta Zmarłych to jedno z najbarwniejszych i najbogatszych obrzędów jakie na przełomie października i listopada odbywają się pod każdą szerokością geograficzną – w 2008 roku doceniło to Unesco wciągając Día de Muertos na listę niematerialnego dziedzictwa ludzkości.
Poza bogatą tradycją i ludową estetyką – z kościotrupami w roli głównej – niezwykle ważna jest kwestia jedzenie. Pan de Muerto, czyli chleb zmarłych, to specjalność tej uroczystości. Jest słodki, doprawiony wodą pomarańczową, ale także ziarnami anyżu.
Meksykanie do najważniejszej uroczystości w roku szykują się cały tydzień, a właściwe obchody zaczynają się w nocy z 31 października na 1 listopada. To czas czuwania przy grobach dzieci – angelitos. W południe zaczynają się obrzędy ku pamięci wszystkich zmarłych. Wówczas rodziny i znajomi przynoszą podarki tzw. oferendas, które w przeważającej części składają się z jedzenia i picia. Zaczyna się czas ucztowania ze zmarłymi. Na stół trafiają przede wszystkim potrawy, które lubił zmarły, są jednak też klasyki tego dnia, takie jak specjalnie dobrane kolorystycznie Mole Negro, jedno z najbardziej pracochłonnych meksykańskich sosów mole z kurczakiem, ale także Tamales – nadziewane paczuszki zawinięte w kukurydziane ciasto, które towarzyszą wszystkim poważnym świętom. Do picia poza alkoholem serwuje się też kukurydziany napój Atole.
Uroczystości na tym się nie kończą. Dzień 2 listopada to czas odwiedzania cmentarzy. Przed wyjściem kobiety tradycyjnie przygotowują Pozole, które serwują po uroczystościach – w małych miasteczkach odbywa się to na publicznych imprezach. To szczególna zupa, zapożyczona jeszcze z kuchni Azteków, którzy także nadawali jej odświętne znaczenie, a legendy mówią, że w skrajnych przypadkach do jej gotowania używali mięsa ludzkich ofiar składanych na swych krwawych ołtarzach.